Jak przezwyciężyć kaca pisarskiego?

– czyli jak pisać bez skrępowania po dłuższej przerwie?

W przeciwieństwie do Słowackich niedźwiedzi, którym nie udało się przespać smętnej zimo jesieni postanowiłam uciec do ciepłych krajów i tam w spokoju ducha zastanowić się nad swoim miejscem na ziemi. Planowałam pisać, rysować, pstrykać migawką. Chłonąć i szwendać wetknięty nos w zakamarki. Smakować powietrze, wodę i aromatyczne jadło.

Jednym słowem zbabokować każdy najdrobniejszy szczegół podróży. Uzbierać inspirujący materiał na całe wieki aby wyciągać i publikować kolejne wątki niczym króliki z błyszczącymi ogonkami jak perełki mieniące wśród wieprzy. Jaki efekt? Śmiechu wart!

073481dac1c24730275169e9766ce7b7
Znalezione tutaj 

Dlaczego przez prawie miesiąc udało mi się szczęśliwie zapisać tylko jedną niecałą kartkę? Na domiar złego notesik mi się pokrzywił, bo pisadło zostało w środku jak zakładnik, a notesik upchany do plecaka wilgocią zaszedł i odkształcił złote myśli. Trzeba go teraz pieścić i głaskać, żeby wrócił do formy i dał się uzupełnić o zaległe treści, które mu obiecałam. Wynika z tego, że jestem idealnym przedstawicielem pisarskiego beztalencia, a jednak twardo idę w zaparte, a może ogarnął mnie kac pisarski wywołany twórczą abstynencją?

Czytaj dalej „Jak przezwyciężyć kaca pisarskiego?”

Morfeusz Peleides w Blogolandii.

Babok siedzi koło mnie i popija czekoladową mocce. Zagląda ciekawy przez moje ramię i próbuje ogarnąć co robię.

Pyta wzrokiem — dlaczego nie ja? Od dawana posiadam wszystkie niezbędne soo social konta na świecie, którymi mogłabym wiarygodnie przedstawić Baboka i pomysł na niego, więc dlaczego publikuję jako Morfeusz i próbuję przemycić go do wielkiej blogosfery za pośrednictwem „fikcyjnej postać” bez przeszłości, która nic dla nikogo nie znaczy i nie budzi emocji? Liczył, że będzie mógł zaistnieć dzięki mnie, bez większego trudu posiłkując moimi znajomościami i blogowym fejmem w miejscach, gdzie bywam z „prawdziwymi” blogami. W praktyce powstała z tego taka nie co upiorna matrioszka. Postać literacka uwięziona w fikcyjnym publikatorze, który nawet nie ma prawdziwego imienia i tak łatwo go usunąć.

— To się nie uda, to koniec – krzywi się, dramatyzuje i histerycznie wywraca oczami, a złośliwy grymas haczy o jasne lico i zamiera — Nikt się tym nie zainteresuje.

6a32e027526b9d6a760fca67863f3fbc

Nowa opowieść jest jak eksperyment, który wymaga niezależnych źródeł.
Jak czysta kartka, na której od nowa opowiadasz historię,
która wybrała właśnie Ciebie.

Blogolandia wymaga „żywego” człowieka, który stanie za blogiem, który będzie poczuwał się do treści. Zadba o swojego czytelnika i  udostępni mu nie tylko spójną wiadomość ale gotowy ludzki produkt, z którym user będzie mógł się identyfikować. O sukcesie bloga decyduje prawda. Jego wiarygodność i wartościowy przekaz, dzięki, którym możliwe jest wzorowanie i pobudzenie umysłu do (od)twórczego działania. Długo budowane relacje z czytelnikami, którzy wracają po nowe aktywnie inspirujące treści.

Naprawdę ? Naczytałeś się całej tej genialnie nakręconej papki i chcesz w tym istnieć jako kolejny blog o spersonalizowanym życiu spragniony czułego komentarz i wzajemnego pogłaskania po pyszczku — odpowiadam i patrzę na niego z politowaniem.

— Czy naprawdę tak pożądliwe pragniesz tych swoich Follołów/podglądaczy jak ich nazywasz, że bez nich już nie potrafisz pisać i opowiadać szczerze. Gotowy jesteś zaklikać vel zalajkować się na śmierć. Przeczytać i skomentować wszystko co się da byle tylko ktoś zwrócił na Ciebie uwagę?

Grymas na mordeczce Baboka przybrał odcień trupio-zielony jak spleśniała cytryna, która ubiera się w seledynową pierzastą skórkę. Płaczliwym głosem szepcze — Potrzebuję ich. Bez nich moje pisanie jest niczym. Jak taka wirtualna szuflada, do której odkładam nie co bardziej poukładane myśli. Jak Ty to robisz, że się tym nie przejmujesz… jakbyś nie chciała być „czytana” musisz się zaangażować dać coś z siebie…

— Próbowałam. I wiesz jak to się skończyło ? — patrzę mu prosto w oczy i po chwili jak wieczność przyznaję się po raz pierwszy szczerze, że więcej czasu zajmowało mi „spacerowanie” po zawiłych labiryntach Blogolandi, oglądanie cudzych szablonów i schematów, porównywaniu stylów i różnorodnych sposobów, trików, lifehaków, ujęcia tych samych tematów niż na pisaniu własnych tekstów, z których byłabym zadowolona.

— Ba, więcej! Mój mały przyjacielu. Stało się coś gorszego. Przestałam pisać.

Ogarnęła mnie kolejna bezsensowna niemoc twórcza. Umysł zassany jak małża w skorupce. Tak bardzo chciałam być oryginalna, przebojowa, pociągająca i słownie seksowna, że bałam się popełnić wpis poniżej poziomu. Powtarzalny, odgrzany i jeszcze cuchnący cudzym pomysłem. W oparach blogosfery wszystko trawi się i przeżuwa wielokrotnie, a potem wydala w postaci odświeżonego kolorowego gówna. Nie potrafiłam stać się blogofagiem.

Biorę do ręki filiżankę przypominającą delikatną białą calle, ta wymarzona porcelanowa subtelność staje się najdoskonalszym akcentem doniosłej chwili, w której powinna właśnie wybrzmiewać puenta.